KRAKÓW
Rzeczpospolitą II poł. XVIII w. nurtowały dwie przeciwstawne tendencje. Były to: ingerencja Rosji, jako gwaranta zgubnych „praw kardynalnych” i „złej wolności szlacheckiej” – w wewnętrzne sprawy polskie i zmierzającej przy udziale Prus oraz Austrii do całkowitego unicestwienia państwa; z drugiej zaś strony inicjowane przez obóz patriotyczny próby reform ustrojowych w duchu Oświecenia w celu naprawy i uratowania państwa.
Było już wprawdzie po I rozbiorze 1772 r., ale w Warszawie Korpus Kadetów zwany Szkołą Rycerską [czas istnienia 1765-1794], którego najpierwszym wychowankiem był Kościuszko, kształcił oświeconych obywateli i patriotów. Funkcjonowały na dobrym poziomie kolegia pijarskie, od 1773 r. Komisja Edukacji Narodowej reformowała szkolnictwo i system oświaty, a uchwalona przez Sejm Wielki 3 maja 1791 r. Ustawa rządowa nazwana Konstytucją 3 maja była wielkim sukcesem obozu reform. Jednak reakcje wewnętrznych jej wrogów (konfederacja targowicka) i Rosji nie dopuściły do wcielenia ustawy w życie.
Wypadki potoczyły się szybko. Wybuchła wojna polsko-rosyjska w obronie konstytucji. Naczelnym wodzem był książę Józef Poniatowski, ale generał Tadeusz Kościuszko brał w niej istotny udział, swymi działaniami taktycznymi i fortyfikacyjnymi przyczyniając się walnie do zwycięstw pod Zieleńcami i Dubienką, które okryły go sławą bohatera narodowego i wyróżnieniem przez króla ustanowionym właśnie medalem VIRTUTI MILITARI. Mimo tych pierwszych od wiktorii wiedeńskiej sukcesów militarnych – konstytucji i państwa nie zdołano obronić. Przystąpienie króla do targowickiego obozu zdrady pod koniec lipca 1792 r. i zawieszenie broni wytrąciły oręż z rąk walczących. Kościuszko zrezygnował ze służby wojskowej, zabiegał tylko o awanse i odznaczenia dla podkomendnych. Zdecydował się na wyjazd z kraju. W Boże Narodzenie 1792 r. był już w Lipsku, gdzie znaleźli się też główni działacze Sejmu Wielkiego i współtwórcy konstytucji majowej – Ignacy Potocki, Hugo Kołłątaj i inni. 23 stycznia 1793 r. Rosja i Prusy podpisały traktat drugiego rozbioru Polski, w którym Austria udziału nie brała i który następnie, w sytuacji gwałtu ze strony Rosji, zatwierdził sejm w Grodnie. Ale patrioci w Saksonii już wcześniej podjęli plan dalszego ratowania Rzeczypospolitej na drodze ogólnonarodowego powstania. Kościuszko, jako generał amerykański i polski, okryty sławą bohatera obu tych krajów, a ponadto obywatel honorowy Republiki Francuskiej, zawiózł do rewolucyjnego Paryża Memoriał w sprawie przyszłego powstania nad Wisłą, zapowiadający radykalne reformy w Polsce i mający przekonać Francuzów, że wsparcie tej inicjatywy byłoby korzystne dla interesu francuskiej rewolucji. Poza kurtuazyjnymi ogólnymi obietnicami poparcia od żyrondystów, a następnie i od jakobinów, którzy właśnie doszli do władzy – wrócił praktycznie z niczym. Nie wstrzymało to jednak konspiracyjnych przygotowań do powstania narodowego. W kraju, zwłaszcza w kręgach wojskowych, szerzył się spisek. Kościuszko przyjął naczelnictwo przyszłego powstania. Spiskowcy z kraju już we wrześniu 1793 r. domagali się szybkiego rozpoczęcia działań. Wyprawa Kościuszki z Lipska do Podgórza w połowie września, spotkanie z dowódcą garnizonu krakowskiego generałem Józefem Wodzickim w Tyńcu, jak też wizytacja przygotowań do powstania w Warszawie przeprowadzona na polecenie Kościuszki przez gen. Józefa Zajączka wykazały – zdaniem Kościuszki – niedostateczny stan przygotowań i spowodowały odroczenie decyzji o wybuchu. Dopiero zarządzenie o redukcji wojska w okrojonej już dwoma zaborami Rzeczypospolitej, a następnie wsypy i aresztowania w Warszawie wymusiły wybuch.
Pierwszym aktem Insurekcji był wymarsz brygadiera Antoniego Józefa Madalińskiego na czele wojska z Ostrołęki i marsz na południe. Kościuszko z Drezna przez Pragę przybył do Galicji i stanął we wsi Wiatrowice, 20 km na południe od Krakowa. Na wieść o opuszczeniu Krakowa przez wojska rosyjskie pod dowództwem pułkownika Łykoszyna, mając oparcie w gen. Wodzickim i jego krakowskim garnizonie, a też licząc na neutralność Austrii i zaabsorbowanie Prus rewolucją francuską, zdecydował oficjalnie zainaugurować Insurekcję w starej stolicy Rzeczypospolitej – Krakowie.
Późno wieczorem 23 marca przybył Kościuszko do Krakowa i zatrzymał się we dworze generała Wodzickiego na Garbarach, za Szewską bramą, stojącym pośród rozległego parku w sąsiedztwie klasztorku Kapucynów. Noc była nieprzespana i pracowita. Kościuszko z Wodzickim i wyznaczonym na adiutanta i sekretarza Naczelnika Aleksandrem Linowskim – wprowadzali jeszcze poprawki do wydrukowanego już aktu inaugurującego powstanie.
Poprawki dotyczyły głównie dyktatorskich prerogatyw Kościuszki jako Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej. Nazajutrz, 24 marca rankiem Naczelnik wraz z generałem Wodzickim przez ogrodową furtkę udali się do kościoła oo. Kapucynów na modlitwę i poświęcenie szabel w kaplicy Loretańskiej. Stąd miejsce to na trwałe pozostało nie tylko dla krakowian miejscem narodowej pamięci – z czasem utrwalonej tablicą – i „jakby relikwią narodową”.
Wydarzenia tego słonecznego marcowego dnia w najdrobniejszych szczegółach zostały już rozpoznane i po wielekroć opisane, więc krótko. Kościuszko zdecydował, że przysięgę złoży nie jak wcześniej planowano w wawelskiej krypcie wśród grona spiskowców, lecz w świetle dnia, publicznie, wobec wojska i ludu – na Rynku.
Od rana ratuszowy dzwon zwoływał więc na Rynek mieszkańców Krakowa, wyprowadzono tu też wojsko, wezwano rajców i mistrzów cechowych ze sztandarami, zamknięto wszystkie bramy miasta z wyjątkiem Floriańskiej (bez przepustki nikt jednak nie mógł wychodzić); tymczasem Wodzicki i Kościuszko słuchali odprawianej przez gwardiana Mszy i święcili szable w kaplicy Loretańskiej w kościele u oo. Kapucynów. Około godziny 10 skromnie, po cywilnemu ubrany, w krakowskiej magierce, przepasany tylko generalską szarfą i przy szabli, w otoczeniu niewielkiej świty, z ulicy św. Anny wszedł na Rynek. „Rynek był zatłoczony’’, mieszczanie z okien uczestniczyli w zdarzeniu. Zaczęto wiwatować. Nastrój podnosiło rozrzucanie wśród ludu wydrukowanych w nocy przez drukarza-patriotę i księgarza Jana Maja podobizn Kościuszki z propagandowymi hasłami: Równość i Wolność, Vivat Kościuszko, Wolność lub śmierć, za Kraków i Ojczyznę. Łomot bębnów wojskowych uciszył wrzawę. Po krótkiej przemowie Kościuszki do wojska i zgromadzonych sekretarz Naczelnika – Linowski podał do publicznej wiadomości Akt powstania obywateli i mieszkańców województwa krakowskiego. Zredagowany na podobieństwo manifestów zawiązujących się dawniej konfederacji miał spełniać funkcję ustawy zasadniczej na czas powstania.
Akt powstania szkicował program działań i ustanawiał zasady porządku w państwie na czas walki. Duch tego dokumentu zrodzonego w Krakowie wykazuje pokrewieństwo z amerykańską Deklaracją wolności i niepodległości oraz francuską Deklaracją praw człowieka i obywatela i przez to należy on do najdrogocenniejszych aktów ludzkości. Oto fragment początkowy tego aktu rozpaczy, protestu przeciw zdradzie i przemocy, determinacji w solidarnej walce o wolność, całość i niepodległość Polski:
Przytłoczeni… ogromem nieszczęść, znękani bardziej zdradą aniżeli mocą oręża nieprzyjacielskiego, zostający bez najmniejszej krajowego rządu opieki, postradawszy Ojczyznę a z nią używanie najświętszych praw wolności, bezpieczeństwa, własności, tak osób jako i majątków naszych, zdradzeni i naigrawani… my Polacy… poświęcając Ojczyźnie życie nasze, jako jedyne dobro, którego nam jeszcze tyrania wydrzeć nie chciała, idziemy do tych ostatnich i gwałtownych środków, które nam rozpacz obywatelska podaje. Mając więc niezłomne przedsięwzięcie zginąć i zagrzebać się w ruinach własnego kraju albo oswobodzić ziemie ojczystą…, oświadczamy w obliczu Boga, całego rodzaju ludzkiego, a mianowicie przed wami narody, u których wolność jest wyżej ceniona nad wszystkie dobra świata, iż używając niezaprzeczonego prawa odporu przeciwko tyranii i zbrojnej przemocy, wszyscy w duchu rodackim, obywatelskim i braterskim łączymy w jedno siły nasze a przekonani, iż pomyślny skutek wielkiego przedsięwzięcia naszego najwięcej od najściślejszego wszystkich nas zjednoczenia zależy, wyrzekamy się wszelkich przesądów i opinii, które obywatelów, mieszkańców jednej ziemi i synów jednej Ojczyzny dotąd dzieliły lub dzielić mogą… Uwolnienie Polski od obcego żołnierza, przywrócenie i zabezpieczenie całości jej granic, wytępienie wszelkiej przemocy tak obcej jak i domowej, ugruntowanie wolności narodowej i niepodległości Rzeczypospolitej jest świętym celem powstania naszego.
A skoro walka o wolność i niepodległość ma swą jednako wysoką cenę bez względu na miejsce i czas, to zdarzenie tego dnia na krakowskim Rynku i wszystko, co potem – należy nie tylko do historii Krakowa i Polski, lecz także do dziejów powszechnych. Po odczytaniu Aktu złożył swą przysięgę Kościuszko. Była ona i jest właściwie esencją całego Aktu. Naczelnik złożył ją „w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej [mu] władzy […] dla obrony całości granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać [będzie]”. Krótka ta rota przysięgi i radosna aura tego wiosennego dnia przywodzi na myśl słowa staropolskiej pieśni rezurekcyjnej: „Wesoły nam dziś dzień nastał, którego z nas każdy żądał/ Bo zmartwychwstał samowładnie, jak przepowiedział dokładnie. Alleluja, Alleluja”. Łacińskie słowo resurrectio jest właściwie znaczeniowo tożsame z insurrectio i znaczy: podniesienie się, powstanie, podźwignięcie, wyzdrowienie „zmartwychwstanie”. Przysięga Kościuszki odbyła się nieopodal miejsca u wylotu ul. Brackiej do Rynku, w którym od wieków krakowianie nazajutrz po koronacji składali hołd nowemu królowi, teraz Naczelnik przysięgał narodowi wierność jego sprawie. Historia jakby się odwracała o 180 stopni. Po przysiędze Kościuszki jemu przysięgał generał Wodzicki i wojsko. Rękawica Moskwie i Berlinowi została rzucona.
I znów wśród wiwatów oraz groźnych wykrzykników ludu przeciw zdrajcom główni bohaterowie uroczystości udali się do ratusza, gdzie w Izbie Pańskiej Aleksander Linowski ponownie odczytał Akt powstania…, który obecni podpisali, a następnie jako dokument publiczny został on starym zwyczajem aktów konfederacji szlacheckich indukowany do ksiąg grodzkich, stając się w ten sposób aktem urzędowo obowiązującym i zyskując sobie prawo wieczności. Zaraz też przetłumaczony na języki obce został przesłany rządom Szwecji, Danii, Turcji, Stanów Zjednoczonych oraz Francji. W ten sposób proklamowana w Krakowie Insurekcja została obwieszczona zagranicy.
Moment przysięgi Kościuszki urósł do rangi symbolu i głęboko wrył się w naszą pamięć zbiorową, jako drogocenny składnik narodowego dziedzictwa. Dopomogło w tym pochwycenie go w „fotograficznym” niemal malowidle przez naocznego świadka Michała Stachowicza, choć niepodpisanym z ostrożności wobec austriackiej cenzury (obraz powstał już po III rozbiorze, pod surową austriacką okupacją); pomógł i Mickiewicz najpierwszymi strofami w Panu Tadeuszu:
Tu Kościuszko w czamarce krakowskiej, z oczami
Podniesionymi w niebo, miecz oburącz trzyma,
Takim był, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,
Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech moczarów
Albo sam na nim padnie
I trzeba by tu przypomnieć wielu artystów, którzy wprowadzili ten temat do polskiej sztuki narodowej. Również samo miejsce przysięgi Kościuszki okazało się być szczególnie ważne, skoro wkrótce – w roku krakowskiego pogrzebu Kościuszki (1818) lub w czasie sypania mu mogiły za pomnik na górze bł. Bronisławy, od 1820 r. zwanej przez nas Kopcem Kościuszki – zaznaczono je kamieniem koncentrującym pamięć kolejnych pokoleń, o czym jeszcze powiemy. Więc na Rynku krakowskim miał miejsce ów jeden z najdonioślejszych, najpiękniejszych faktów w dziejach Polski, a zarazem, przez swój spontaniczny autentyzm, tak diametralnie różny od tych wszystkich pompatycznych fet, które w ciągu wieków się tu zdarzały. Był prosty a wielki w swej wymowie. Była to publiczna uroczystość proklamowania Insurekcji – powstania narodowego przeciw „drapieżnej przemocy” i „haniebnemu jarzmu” wrogich sąsiadów, i była to przysięga Kościuszki jako Najwyższego Naczelnika Siły Zbrojnej Narodowej. Działo się to na Rynku, ale w zupełnie innym miejscu, nieuświęconym tradycją odbywających się dotąd w tej przestrzeni uroczystości pań- stwowych, po zachodniej jego stronie, miedzy ratuszem a pręgierzem stoją- cym jeszcze wówczas pod pałacem Spiskim. Wspomnijmy tylko, że wcześniej – 11 maja 1791 r. – gdy wieść o uchwaleniu Konstytucji 3 maja dotarło do Krakowa pod ratusz wojsko polskie i w aurze powszechnej radości wobec generała Józefa Wodzickiego jako dowódcy garnizonu składało przysięgę na wierność konstytucji. Teraz zaprzysięgało wierność Naczelnikowi Insurekcji. Naczelnik zaś składał przysięgę narodowi. Był Wielki Post, a w sercach patriotów, na przekór niedawnej zdradzie targowiczan i drugiemu już rozbiorowi, zaczynała się budzić wiara w zmartwychwstanie Polski wolnej, całej i niepodległej. Na czele narodu stawał amerykański i polski generał – Tadeusz Kościuszko, spowity już legendą i otoczony aureolą narodowego bohatera spod Zieleniec i Dubienki, okryty sławą najpierwszego kawalera złotego orderu Virtuti Militari. Od średniowiecza to królewska korona, która znaczyła jedność, suwerenność i niepodległość – ogniskowała i skupiała naród. Teraz wokół osoby Naczelnika zaczną się skupiać żywioły narodowe w obronie swej wolności, całości i niepodległości. Miał Kościuszko mir w szerokich kręgach, a na ulicach Krakowa dało się słyszeć krótki śpiew obdartusów-sankiulotów:
Tadeusz Kościuszko czerwone jabłuszko
A szyszka borowa – imperatorowa.
Kwaterę główną i kancelarię Naczelnika ulokowano w Szarej Kamienicy po przeciwnej stronie Rynku (obecnie Rynek Główny 24). Gdy cały patriotyczny Kraków tego dnia świętował, żywo „politykując” na ulicy, po miejscowych cukierniach i winiarniach – u Willanda (w dom aptekarza Franciszka Ksawerego Willanta,) naprzeciw ratusza, u Kowalskiego „pod Murzynami”, w winiarni przy Siennej – dla Naczelnika zaczynał się czas heroicznej, wytężonej pracy organizacyjnej i walki. Najbliższa noc też była nieprzespana, ale to właśnie wtedy, w Szarej Kamienicy zyskało swój ostateczny kształt kilka zapewne już wcześniej przygotowanych kolejnych ważnych aktów, jak np. odezwy Naczelnika: Do obywatelów, do wojska polskiego i litewskiego, do duchowieństwa wszystkich wyznań, do kobiet. Wszystkie wydrukowane, podpisane przez Naczelnika zostały przez kurierów i gońców rozesłane po kraju. Odezwa pierwsza jest wezwaniem współobywateli do ratowania Ojczyzny, jest wskazaniem na gorliwość i ofi arność województwa krakowskiego, jako przykład do naśladowania. Kończy się ta odezwa stwierdzeniem, iż „kto nie z nami, jest przeciwko nam” i pobrzmiewa surową zapowiedzią dyktatora, iż dość już pobłażania dla „zbrodni politycznych”: „Bierzemy teraz inny sposób postępowania: Cnotę i Obywatelstwo nagradzać, a ścigać zdrajców i karać zbrodnie”. Odezwa do wojska przypomina żołnierzom o przysiędze wierności wobec Ojczyzny i narodu, apeluje o jedność wojska z narodem („Bądźmy jednym ciałem z Obywatelami”) i jeszcze raz przypomina hasło insurekcji: „śmierć, albo zwycięstwo”. Odezwa do kobiet jest świadectwem głębokiego poczucia odpowiedzialności wodza, który odbiera matkom, siostrom i żonom – synów, braci i mężów, którzy idą się bić, ale też jest apelem o ofiarę samarytańskiej służby kobiecych rąk („róbcie szarpie i bandaże”), które są w stanie powstrzymać upływ żołnierskiej krwi „ulżyć cierpieniom i męstwo samo zachęci[ć]”. Odezwa do duchowieństwa jest apelem o materialne i moralne wsparcie Insurekcji, a wiec o ofiarność i finansowanie działań powstańczych, o propagandowe oddziaływanie z ambon na lud, i jest prośbą o lamentacje i modły o pomyślność Powstania. Później Naczelnik podpisze i wyda inne akty prawne, jak np. Uniwersał Połaniecki. Będą je redagować ci sami ludzie, którzy układali tekst Konstytucji 3 maja. Całe to ustawodawstwo Insurekcji Kościuszkowskiej ukaże jej szerszy horyzont polityczny niż ten, który rysował się w świetle wiekopomnej Konstytucji, a tym samym ukaże prawdziwą wielkość tego powstania. Warto dodać, że w pewnym sensie akty te nie tylko na czas Insurekcji zachowały swą aktualność. Jeszcze tego samego dnia 24 marca znalazł Naczelnik czas na odwiedziny w klasztorze ss. Prezentek i chwilę modlitwy przed obrazem Matki Boskiej Świętojańskiej w sięgającym epoki romańskiej kościele św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty. Kościuszko w Krakowie rozwinął działalność mającą na celu powiększenie liczebności wojska, zaopatrzenia go w broń i żywność, a także zorganizowanie służby lekarskiej i lazaretów. Przede wszystkim jednak trzeba było stworzyć organa wykonawcze Najwyższego Naczelnika i aparat administracyjny państwa na czas powstania. Nazajutrz po inauguracji powstania utworzono więc w Krakowie Komisję Porządkową, do której weszli przedstawiciele szlachty, mieszczaństwa i duchowieństwa. Na uroczystym nabożeństwie w kościele Mariackim złożyła ona przysięgę na wierność narodowi i posłuszeństwo Najwyższemu Naczelnikowi. Ten zaś ponowił swa przysięgę przy cyborium i dlatego potem Mickiewicz powiedział, że Kościuszko „przysięgał na stopniach ołtarzów…”. Podobne jak w Krakowie komisje porządkowe miały powstawać w innych województwach. Naczelnik zarządził natychmiastowy werbunek do armii regularnej mężczyzn w wieku od 18 do 40 lat, zdolnych do walki, oraz mobilizację żołnierza dymowego, z chłopów, według starego zwyczaju polskiego, i uzbrojenie go na wzór stosowany w amerykańskiej wojnie o niepodległość, tzn. m.in. w kosy i piki. Stolarze i kowale mieli więc pełne ręce roboty. Dość radykalnie zabiegał Kościuszko o skarb narodowy na cele powstania. Jeszcze w dniu przysięgi, po południu Naczelnik osobiście udał się na Wawel i wziął udział w nadzwyczajnym posiedzeniu Kapituły katedralnej, żądając wydatnego wsparcia materialnego. Kanonicy, w obawie przed przymusowymi rekwizycjami, wyasygnowali 20 tysięcy złotych. Podobnie inni majętniejsi duchowni sami przekazywali na rzecz wojska żywność, zboże, płótna, konie, zaprzęgi do armat. Norbertanki zwierzynieckie i ich ksieni ofiarowały bieliznę, 2 armatki, 2 moździerze i siedem śmigownic.
W tym samym celu odwiedził też Naczelnik Rektorat Akademii Krakowskiej, zwanej teraz, od czasu reformy Kołłątaja, Szkołą Główną Koronną, która przekazała na rzecz Insurekcji precjoza ze swego skarbca. Wszędzie zabiegał o poparcie powstania i pieniądz na wojsko. Ofiarowywano srebra na skarb narodowy. Parafie i klasztory składały swe datki. Dobrowolność ta nie ustrzegła skarbców i dzwonnic kościelnych przed rekwizycjami srebrnych i złotych przedmiotów, a czasem także dzwonów do przetopienia na armaty. Wydana przez prymasa Poniatowskiego na żądanie Kościuszki zgoda na te rekwizycje jak też zachęty konsystorzy biskupich do ofiary na rzecz Insurekcji nie były jednak w stanie osłabić generalnej niechęci, oziębłości, a nawet sprzeciwu znacznej części kleru wobec powstania. Popierali Insurekcję pojedynczy zakonnicy i część ubogiego raczej kleru. Ci, jako kapelani, nieśli posługę duchową walczącym. Zabiegał też Kościuszko o włączenie w sprawę Żydów. Nazajutrz po przysiędze odwiedził więc gminę żydowską na Kazimierzu. Tu, w starej synagodze przy ul. Szerokiej w Mieście Żydowskim, wzywając do walki o wolność Ojczyzny, mówił m.in., iż „Żydzi dowiedli światu, iż tam, gdzie ludzkość zyskać może, życia swego oszczędzać nie umieją”. Zapewne miał Kościuszko w żywej pamięci znaczny udział Żydów, w tym Żydów z Polski, w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Teraz, jako Naczelnik polskiego powstania, wzywał do czynnego włączania się do walki lub wspierania jej fi nansowo. I owszem, w dalszym toku wydarzeń dowiódł tego m.in. Berek Joselewicz, stając na czele zorganizowanego przez siebie pułku jazdy. „Walka w obronie Rzeczypospolitej dla ludu żydowskiego – podkreśla Józef Gierowski – była zarazem walką o utrzymanie tych możliwości bytowania i rozwoju, które istniały w Rzeczypospolitej, a których brakowało w Rosji czy w Prusach lub w Austrii. Rozbiory były bowiem nie tylko katastrofa państwowości polskiej, ale stanowiły też zagrożenie dla stworzonej na ziemiach Rzeczypospolitej kultury żydowskiej, która była największym z osiągnięć diaspory”. Ponadto Żydzi, włączając się w walkę, dawali dowód poczucia obywatelstwa w Rzeczypospolitej Obojga Narodów (a de facto wielu formacji etnicznych, wyznaniowych i narodowych). Wysyłał Naczelnik rozkazy do dywizji stacjonującej w Lubelskiem, do Warszawy, Wilna, do Madalińskiego stojącego ze swą brygadą na północ od Gór Świętokrzyskich. Słał gońca do Saksonii z wezwaniem do niezwłocznego powrotu do kraju przebywających tam spiskowców, pod groźbą ogłoszenia ich wrogami powstania. Podkreślając, że rozpoczynające się Powstanie nie jest skierowane przeciw Austrii, zabiegał o przychylność, a przynajmniej neutralność Wiednia dla Insurekcji. Przygotowywał system obrony Krakowa na wypadek oblężenia, własnoręcznie szkicując na mapie linie wałów i umocnień. Generalnie entuzjazm Krakowa dla Insurekcji i Naczelnika był wielki. Sadzono drzewa dla upamiętnienia dziejowej doniosłości „chwili”. Sam Kościuszko na międzymurzu, nieopodal bramy Floriańskiej, zasadził dąb wolności, który nie dożył naszego czasu, ale przetrwała o nim żywa pamięć, a w muzeum kawałki drewna – niczym narodowe relikwie. 1 kwietnia Naczelnik wyprowadził z murów Krakowa swe skromne, nieprzekraczające tysiąca żołnierzy siły powstańcze i ruszył w kierunku Warszawy. Po drodze dołączyli Madaliński i brygadier Ludwik Manget, stojący w Pińczowie, siła regularnego wojska wzrosła więc do 4 tys. i dołączył jeszcze dwutysięczny oddział chłopów kosynierów. 4 kwietnia w pierwszej bitwie z Moskalami na polach Racławic Kościuszko zwyciężył. O zwycięstwie zdecydowało zaskakujące wroga nowatorskie przedsięwzięcie taktyczne Kościuszki, który w krytycznym momencie osobiście poprowadził do walki kolumnę chłopów kosynierów, usztywnioną oddziałami regularnej piechoty. Kosynierzy rozbili kolumnę Tormasowa, zdobyli dwanaście armat wielkiego i średniego kalibru z amunicją do nich, sztandary i osiemnastu jeńców. Bitwa trwała od rana do ósmej wieczór. Zginęło około stu powstańców i tyluż odniosło rany. Zwycięstwo to nie otworzyło jednak drogi na Warszawę wobec nadciągnięcia pod Racławice dużych sił gen. Denisowa. Kościuszko mimo zwycięstwa musiał się cofnąć do Krakowa, gdzie początkowo nawet dobiegały wywołujące przygnębienie fałszywe wieści o klęsce. Trzy dni potem delegacja Komisji Porządkowej i władz miasta witały Kościuszkę na przedpolu Krakowa, a za chwilę krakowianie z entuzjazmem i uniesieniem witali tryumfalny pochód Naczelnika w chłopskiej sukmanie, z odkrytą głową i z czerwoną krakuską-rogatywką w ręku, na czele zwycię- skich sił powstańczych. Poseł pruski Hieronim Ludwik von Buchholz, którego trudno byłoby posądzać o sympatie dla tego, na co patrzył, odnotował, że „Kościuszko po zwycięstwie racławickim stał się ulubieńcem narodu”. Ciągnięto też 12 zdobycznych armat, niesiono zdobytą broń, sztandary i prowadzono pojmanych jeńców. Pochód ten szedł starym królewskim traktem od bramy Floriańskiej, ul Floriańską, okrążał Rynek i Grodzką zdążał na Wawel. I znów prócz licznych przekazów pisanych mamy szczególne świadectwo wizualne tego faktu w postaci malowidła naocznego świadka – Michała Stachowicza. Dziękczynne Te Deum w kościele Mariackim odśpiewano już wcześniej, na wieść o zwycięstwie. Tego dnia z Wawelu pewnie odezwał się Zygmunt. Na Wawelu też odbyła się ceremonia wyróżnienia odznaczonych w bitwie trzech kosynierów: Bartosza Wojciecha Głowackiego z Rzędowic, Stanisława Świstackiego i Jerzego Łakomskiego. Naczelnik przewiązał szarfami ich piersi. Zostali chorążymi świeżo sformowanego z kosynierów regimentu grenadierów krakowskich. Na Wawelu po raz pierwszy chłop polski został podniesiony do godności obywatela i został mianowany oficerem wojska polskiego. Jeszcze tego samego dnia wieczorem Kościuszko opuścił Kraków, by za życia tu już nie wrócić, i ruszył do obozu w Bosutowie. Racławickie zwycięstwo, którego pamięć w pokoleniach podtrzymuje słoneczne płótno Matejki i Panorama racławicka Styki i Kossaka – choć znaczące tylko w skali taktycznej, miało wielkie znaczenie moralne. Naczelnik napisał i rozkolportował po kraju w drukowanej formie Raport Narodowi Polskiemu o zwycięstwie pod Racławicami, który kończy się słowami: „Narodzie! To jest wierne dnia czwartego kwietnia pod Racławicami opisanie. Racz poczuć na koniec twą siłę, dobądź jej całkowitej, chcąc być wolnym i niepodległym; jednością i odwaga dojdziesz tego szanownego celu”. Naród ruszył. Wybuchła insurekcja w Warszawie z szewskim majstrem Janem Kilińskim na czele, wybuchła w Wilnie z gen. Jakubem Jasińskim. Nastroje podnieca- ła lawinowo narastająca fala anonimowej poezji powstańczej. Powstanie i insurekcyjna bibuła objęły cały kraj. Kraków jeszcze niejedną oddał przysługę walczącym. 5 czerwca, po bitwie pod Szczekocinami, przywieziono tu ponad dwustu rannych żołnierzy kościuszkowskich, których przyjęto w klasztorach bernardynów i misjonarzy na Stradomiu. W połowie czerwca do Krakowa wkroczyli Prusacy. Powstanie jednak trwało nadal. Po siedmiu miesiącach walk upadło w połowie października, zakończone maciejowickim pogromem. Naczelnik Kościuszko – „ostatni obrońca ojczyzny”, raniony i ujęty poszedł do niewoli i został osadzony w Pietropawłowskiej twierdzy na wyspie rzeki Newy w Petersburgu. Wielu żołnierzy Kościuszki uwięziono i zesłano, generała Józefa Kopcia – aż na Kamczatkę. Insurekcja Kościuszkowska upadła więc utopiona w krwawej rzezi Pragi; potężnym i wrogim sąsiadom dała powód do trzeciego i ostatecznego rozbioru Polski i wymazania jej z mapy politycznej Europy. Jednak nie był to fi nis Poloniae, jak chciała wroga propaganda tych samych Prusaków, którzy ukradli ze Skarbca Koronnego na Wawelu insygnia koronacyjne królów Polski i je zniszczyli. We Francji na wieść o bezprzykładnym gwałcie zaborców na Polsce Jan Jakub Russo powiedział, że Rosja wprawdzie połknęła Polskę, ale nie będzie mogła jej strawić. Były to słowa prorocze.
W historiografi i spotyka się i słyszy potocznie wypowiadane krytyczne poglądy, że Powstanie Kościuszkowskie było nonsensem, bo nie miało szans powodzenia wobec przewagi przeciwników, bo klęska sprowadziła ostateczne unicestwienie państwa, bo gdyby nie powstanie, to Polska w kadłubowej formie dotrwałaby do czasów Napoleona, który miałby wtedy łatwiejszą sytuację w restytucji państwa, bo gdyby…, bo gdyby…, bo…, bo… itd. Zadaniem historyka jest przede wszystkim rozpoznać i zrozumieć, już nawet od sądu – choć należy on do jego uprawnień – może się wstrzymać, jeśli nie jest pewny. „Gdybanie” natomiast – przynajmniej u dawniejszych mistrzów dyscypliny – było nieuprawnione, bo skąd wiadomo, co by było, gdyby… Insurekcja nie uratowała państwa, bo nie mogła – wobec przewag militarnych nieprzyjaznych sąsiadów, ale uratowała godność i honor narodu. Więc przede wszystkim GLORIA VICTIS – jak powiadali Rzymianie – CHWAŁA ZWYCIĘŻONYM, którzy polegli w słusznej sprawie. Insurekcja Kościuszkowska to był siedmiomiesięczny okres trwania i prób naprawy państwa w stanie wojny, z Najwyższym Naczelnikiem Siły Zbrojnej Narodowej na czele i z królem odsuniętym od władzy, ale nikt go nie posłał na gilotynę. Ponadto Powstanie Kościuszkowskie dało początek procesowi wykrystalizowywania nowoczesnego, solidarnego narodu, obejmującego wszystkie warstwy i stany społeczne. Warto tu podkreślić tę pierwszą próbę pozyskania chłopów dla sprawy narodowej. Władze tego powstania wypracowywały model nowoczesnego, demokratycznego państwa. Horyzont polityczny tego powstania – co już tu zauważono – był dalece szerszy niż wiekopomna Konstytucja 3 maja. A wreszcie to powstanie, jego społeczny program i kościuszkowskie ideały – wytyczyły ważny, choć krwawy i bolesny szlak polskich dziejów ku niepodległości, którego ostatnim etapem był niepodległościowy czyn Legionów Piłsudskiego, którego naród obdarował też mianem – drugiego w swych dziejach – Naczelnika. Historii, w tym losów narodu, nie da się zmienić. Można więc rzec, że ostatecznie Insurekcja, idea niepodległościowego czynu zwyciężyła w 1918 roku. Zresztą żywotność kościuszkowskich ideałów służ- by Ojczyźnie nie wyczerpała się na roku 1918. Ona trwa do dziś. A wszystko – można rzec – zaczęło się w Krakowie i Kraków też pozostaje miastem, gdzie tradycja kościuszkowska wyraziła się najtrwalej i najdobitniej. Unaoczniają ją i nie pozwalają zapomnieć takie zwłaszcza miejsca, jak kamień przysięgi na krakowskim Rynku, Kopiec Kościuszki nad Krakowem i grób na Wawelu.
Tekst autorstwa prof. Mieczysława Rokosza
W DRODZE DO RACŁAWIC
Kościuszko noc przed wymarszem spędził w dworku w Białym Prądniku, aby o świcie dokonać przeglądu wojsk wychodzących z Krakowa. Były to : 3 kompanie 1 batalionu 2 regimentu pieszego, strzelcy tego regimentu to jest około 400 ludzi, 4 kompanie 1 batalionu 3 regimentu pieszego około 450 osób. Mogły być też dwa szwadrony brygady 2 małopolskiej kawalerii narodowej w liczbie 100-400 koni. Było także 300-400 pikinierów oraz około 200 ochotników konnych i kantonistów Taszyckiego (w liczbie 200 osób). Trudno jednoznacznie określić ilość dział zabranych z Krakowa (prawdopodobnie około 6-7) wiadomym jest, że w Racławicach wojsko polskie posiadało ich 12 (5 zdobycznych). Artylerią krakowską dowodził kpt. Kazimierz Małachowski.
Oddziały Kościuszki maszerowały przez Mogiłę, Pleszów (odpoczynek w polu pod wierzbami, z których jedną nazwano kościuszkowską) Wadów, Kocmyrzów, aby dojść wieczorem do Luborzycy. Kościuszko i inni dowódcy zanocowali na plebanii oraz w pobliskim domu. Następnego dnia (2 kwietnia) dołączył do oddziałów Kościuszki gen. Józef Zajączek, przybyła brygada kawalerii gen. Józefa Antoniego Madalińskiego oraz gen. Ludwika Mangeta. Dzień ten Kościuszko spędził na uporządkowaniu armii. Podzielono ją na dwie dywizje, dowództwo na pierwszą objął gen. Józef Zajączek nad drugą gen. Antoni Józef Madaliński.
Wojsko było odpowiednio umundurowane, przeważał kolorystycznie granat z czerwonymi ozdobami u jazdy ( płaszcze białe) i pąsowymi u regimentów pieszych. W przypadku 7 regimentu były ozdoby niebieskie (płaszcze szare). Artyleria i strzelcy miała mundury ciemnozielone. Nazajutrz 3 kwietnia wojska Naczelnika wyruszyły do Koniuszy (która wtedy należała do Hugona Kołłątaja), gdzie on sam zatrzymał się na plebani. Do Koniuszy przybył również gen. Jan Ślaski z grupą 300 rekrutów dymowych oraz kolejne grupy w sile 1920 osób większości z powiatu proszowickiego., uzbrojeni w kosy, piki i siekiery.
Tymczasem po stronie rosyjskiej gen. Aleksander Tormasow czekał pod Skalbmierzem na gen. Nikołaja Rachmanowa. Dzień wcześniej przybył tam gen. Fiodor Denisow, aby jako najwyższy stopniem objąć naczelne dowództwo. Umundurowanie wojska rosyjskiego było o dominacji zielonego koloru, piechota miała białe kamizelki i spodnie. Przy kurtkach ozdoby czerwone. Stroje kozackie charakteryzowała pewna dowolność o dominacji koloru granatowego i zielonego z wysokimi czapkami.
.
Po naradzie z Tormasowem gen. Denisow postanowił zaatakować Kościuszkę z dwóch stron w Koniuszy. Wskutek mylnej wiadomości, iż większy oddział polski posuwa się wzdłuż Wisły ku Koszycom na granicy galicyjskiej wysłał batalion Łykoszyna (w nocy z 3 na 4 kwietnia). Jednocześnie polecił kolumnie Tormasowa z batalionem jegrów korpusu Rachmanowa ruszyć na prawo w kierunku drogi ze Słomnik do Działoszyc. 4 kwietnia koło godziny 2 w nocy wojsko Tormasowa ruszył ze Skalbmierza drogą na Winiary-Rzędowice-Przecławice aby zaatakować od północnego wschodu obóz Kościuszki w Koniuszy. Denisow miał wyruszyć godzinę później drogą na Zakrzów – Sietejów -Bolewice – Klimontowa – Opatkowice – Proszowice aby Kościuszkę zaatakować od południa.
Tymczasem Kościuszko wyruszył o świcie 4 kwietnia, szedł doliną Szreniawy w dolinę Ścieklca na Przecławice i obok Rzędowic na Dalewice (jak wspominał Naczelnik w raporcie z 5 kwietnia miał iść na Imbramowice -Skalbmierz-Pińczów-Kielce) a od strony Skalbmierza zbliżał się ku niemu Tormasow. Koło godziny 6. polska straż przednia natknęła się w rejonie Imbramowic i Gruszowa na oddziały kozackie mjr. Adriana Denisowa poprzedzającego przemarsz przez Kościejów korpusu Tormasowa. Doszło do potyczki między nimi a szwadronami gen. Ludwika Mangeta w wyniku którego było po kilka ofiar śmiertelnych z obu stron oraz zostali wzięci jeńcy. Dzięki temu, że przesłuchano jeńców rosyjskich Kościuszko zorientował się, że wojska Denisowa chcą go otoczyć.
Dlatego też podjął decyzję o wyruszeniu w drogę, kierując się między Radziemice a Przemęczany i dalej w stronę Przemęczan Dolnych a następnie Kaczowic i Smoniowic. Dotarł w pobliże Dziemięrzyc, gdzie dla zabezpieczenia prawego skrzydła polecił gen. Zajączkowi opanować pagórek dziemięrzycki. Kiedy Polacy opanowali wzniesienie dostrzegli marsz wojsk rosyjskich Tormasowa w stronę Góry Kościejowskiej, którą niebawem osiągnęli. Widząc, że atak na pozycje wroga nie ma szans powodzenia Kościuszko rozlokował wojska na polach dziemierzyckich i kazał usypać kilka baterii w których umieszczono działa po skrzydłach z których prawe pod wodzą gen. Madalińskiego a lewe pod gen. Zajączkiem. Środek zajął sam Kościuszko z kilkoma kompaniami zaś kosynierów ukryto za wzgórzem pod dowództwem Jana Śląskiego. usypanie baterii i rozlokowanie sił zajęło Polakom kilka godzin. Koło godziny 13 :00 byli gotowi do walki. Obie strony czekały na siebie, żadna nie chciała rozpocząć bitwy. Dla Kościuszki atak byłby niekorzystny z powodu silniejszej pozycji wroga – musiałby zejść w dolinę i drapać się pod górę pod ogniem armat i ręcznej broni — zresztą chciał wyzyskać uskutecznione „urządzenia obronne ku własnemu bezpieczeństwu”.
Tormasowowi również nie było na rękę porzucać świetną pozycję, z której można było widzieć wojska Kościuszki. Ponadto Tormasow czekał na korpus Denisowa, który powinien był nadejść,
o czym go zawiadomił przez wysłanych jako forpoczty kozaków. Dwie godziny zatem przyszły na „patrzeniu się na siebie”. Nareszcie zniecierpliwiony bezczynnością Tormasow zwołał naradę pułkowników Obrezkowa i Muromcewa, oraz atamana kozaków Adriana Denisowa. Muromcew opowiedział się za atakiem, Obrezkow dał opinię wymijającą, major Denisow wobec znacznej siły nieprzyjaciela radził zaczekać na przyjście korpusu generała Denisowa. Wobec tych sprzecznych zdań Tormasow, żołnierz odważny i doświadczony w boju (w roku 1792 bił się przy przeprawie pod Dorohuskiem), oświadczył, że „nie życzy sobie stać bezczynnie pod kulami” i wysławszy zawiadomienie o swym postanowieniu do generała Denisowa, wydał rozkazy do ataku.
Przed godziną 15 posunęli się naprzód Rosjanie. Ruch ich prawego skrzydła był zasłonięty łańcuchem wzgórzy. Sądzono już w wojsku polskim, że do rozprawy nie dojdzie, że nieprzyjaciel zabiera się do odwrotu. Wtem nagle środkowa rosyjska kolumna pod osobistym dowództwem Tormasowa zaczęła się schodzić „krętą drogą” ku Dziemierzycom, zagrażając lewemu skrzydłu polskiemu. Przywitał ją Zajączek szybkim ogniem z armat ukrytych za lasem; celne strzały „wywracały ludzi” nieprzyjacielowi i powstrzymały jego natarcie. Tormasow zwrócił się przeto nagle ku środkowi pozycji polskiej (podobno, jak niektórzy twierdzą, atak na Zajączka był tylko manewrem) lecz i tu go powstrzymał ogień z baterii prawego skrzydła, przy pomocy ustawionych w lesie strzelców i pół batalionu piechoty. Równocześnie na lewem naszym skrzydle ukazała się druga kolumna rosyjska, złożona ze strzelców Pustowałowa z armatami i kozakami. Na przedzie jej kroczyli kozacy pod wodzą majora Adriana Denisowa i pierwsi wykonali atak, ale zostali odparci. Denisów widząc, że jazda polska chce go odciąć, przysunął się do jegrów i prosił Pustowałowa o armatę. Później część kozaków wysłał Tormasowowi na jego żądanie. Tymczasem Madaliński z prawego skrzydła przybiegł ze swą kawalerią wzmocnić siły Zajączka. Z obrony przeszli nasi do ataku; strzelcy (jegry) Pustowałowa dzielnie się bronili i Pustowałow utrzymał się na stanowisku, ale słał po pomoc — Tormasow przysłał mu huzarów Muromcewa. Dwa razy jeszcze uderzali nasi i dwa razy zostali odparci. Co więcej, część kawalerii Mangeta prawie na samym początku starcia pierzchnęła w nieładzie i oparła się aż o Kraków, szerząc popłoch wiadomością o klęsce i zabiciu Kościuszki. Podobno część chłopów poszła za tym smutnym przykładem.
Przeszło dwie godziny już trwała walka bez rezultatu, z równymi choć nie wielkimi obu stron stratami, kiedy „w większej nieco odległości” na prawem skrzydle naszym ukazała się trzecia kolumna rosyjska. Jednocześnie środkowa kolumna Tormasowa wydostawszy się z parowu zaczęła się na nowo formować pod osłoną dział swoich. Chwila była niebezpieczna, więc Kościuszko zdobył się na krok stanowczy. Jedną kompanię 6 regimentu zostawił na miejscu, aby stanowiła punkt oparcia w razie nieudanego ataku; jedną kompanię 2. regimentu i jazdę pozostawił na lewo, aby broniły atakowanemu przez niego nieprzyjacielowi połączyć się z kolumną Pustowałowa, walczącą na lewem skrzydle, a w razie odparcia ataku osłaniały cofające się oddziały; brygadierowi Mangetowi z dwoma kompaniami 3. regimentu kazał uderzyć bagnetem na piechotę lewego skrzydła kolumny frontowej nieprzyjaciela a część milicji krakowskiej, posiłkowanej przez dwie kompanie 6. regimentu, zostającego pod wodzą kapitana Kajetana Nideckiego, przeznaczył do ataku na baterię środkową kolumny nieprzyjaciela. Po wydaniu tych rozkazów Manget ruszył do ataku, a Naczelnik z dobytym pałaszem stanął na koniu przed frontem 320 kosynierów i zawoławszy do nich:
„Zabrać mi chłopcy te armaty! Bóg i Ojczyzna! naprzód wiara!
wskazał im ręką na baterię. Wspomagani ogniem dwu kompanii Nideckiego, z szaloną odwagą rzucili się chłopi w kierunku baterii rosyjskiej. Zagrały rosyjskie armaty, kilku kosynierów padło po tym pierwszym wystrzale, ale nie przestraszyło to dzielnych krakusów, który z krzykiem: Szymku, Maćku, a dalej ! popędzili przeciw zionącym ogniem armatom. Nastąpił jeszcze drugi armatni wystrzał, znów kilku kosynierów oddało swe życie za Ojczyznę, ale za chwilę zamilkły działa nieprzyjacielskie. Pierwszy skoczył na baterię i przykrył krakuską panewkę armaty Wojciech Bartos z Rzędowic. Tuż za nim wpadli na baterię chłopi Gwizdzicki i Swistacki i Krzysztof Dębowski, chorąży 3. regimentu. Śmiały ten i niespodziewany atak kosynierów zmieszał nieprzyjaciela. Zdobywszy 3 armaty chłopi z pół batalionem piechoty „ścianą” uderzyli na wroga. Kosa i bagnet szerzyły śmierć dookoła. Nieprzyjaciel uciekał w popłochu „rzucając broń i patrontasze. Wkrótce „rów wielki i długi wzdłuż lasu tam będącego trupami napełnili”. Zdobyli jeszcze kilka armat cięższego i lżejszego kalibru. „Chłopi nie rozumiejąc słowa Pardon, na śmierć bili. Do zwycięstwa przyczyniła się i pozycja, gdyż głęboki zarośnięty wąwóz, ciągnący się między środkową a prawą kolumną nieprzyjaciela, nie pozwolił tym kolumnom ani się widzieć, ani się wzajemnie posiłkować. Zajączek natomiast widząc co się dzieje, część konnicy wysłał Kościuszce dla dokończenia rozsypki nieprzyjaciela. Prócz tego koło stu konnych „młodych ochotników” zagrzanych zapałem, bez rozkazu rzuciło się w pogoń za uciekającym nieprzyjacielem. Rezultatem tej dobrowolnej akcyi, było zdobycie sztandaru — i nagana od naczelnika za samowolę. Naganę tę zresztą wynagrodził im później pochwałą w raporcie. Zwycięstwo to nie zażegnało jednak niebezpieczeństwa. „Wojsko powstańcze, środek nieprzyjaciela atakujące, przez nagłe uderzenie połamało się”. (Zajączek) — chłopi rzucili się na poszukiwanie zdobyczy wojennej (Śląski) — dużo czasu było potrzeba zanim szyk przywrócono. (Zajączek). A tu na lewem skrzydle wciąż stała nierozbita kolumna Pustowałowa, a na prawem pojawiła się ze strony Wrocimowic, świeża, nie będąca jeszcze w boju kolumna Denisowa. Zajączek mówi, że przybyła ona właśnie w tej chwili, już po zdobyciu armat i zniszczeniu kolumny Tormasowa; „oddzielona głęboką doliną musiała poprzestać na strzelaniu z armat”. Dolina jednak była do przebycia, a świeże, niezmęczone wojsko Denisowa mogło wydrzeć zwycięstwo, podając rękę kolumnie Pustowałowa. Więc poleciwszy Madalińskiemu obronę prawego skrzydła przed Denisowem, wziął Kościuszko ze sobą resztę piechoty, która nie była w ogniu i pobiegł wzmocnić kolumnę Zajączka, aby skończyć z Pustowałowem. Niezadowolony, że piechota zbyt długo bawiła się plutonowym ogniem, co ją nierównie więcej kosztowało ludzi, niż gdyby na bagnety odrazu uderzyła, Kościuszko „nie mogąc inaczej zaczętego ognia uśmierzyć”, stanął na czele najbliższego półbatalionu i rzucił się z bagnetem na nieprzyjaciela. Zachęcona tym przykładem reszta polskiej piechoty, pod wodzą majora Konstantego Lukkego, rzuciła się na batalion Pustowałowa; major Lukke świetnie wykonał ten atak, sam z karabinem w ręku idąc na czele. Jegry bronili się zapamiętale, ale rozbici szukali ratunku w ucieczce zostawiając armaty. Rota, przy której był Pustowałow, została w pień wycięta; sam Pustowałow poległ pokryty ranami. Co się stało z huzarami Muromcewa, niema w źródłach żadnej wzmianki; sam Muromcew sześć razy ranny dostał się w niewolę. Major Denisów uznał za stosowne już przedtem wycofać się zawczasu ze swymi kozakami, pozostawiając wziętą od Pustowałowa armatę; część kozaków uciekła w popłochu na wsze strony. Tak się zakończyła bitwa racławicka. Generał Denisow bowiem, widząc zupełną klęskę Tormasowa, uformował swą kolumnę w czworoboki i pospiesznym marszem cofnął się w kierunku Kazimierzy. Tłumaczył się później, że wojsko jego zalękło się (orobieli) tern więcej, iż żołnierze wiedzieli, że niema żadnej nadziei otrzymania posiłków”. Bitwa trwała pięć godzin, od 3. do 8. Kościuszko utraciwszy 100 zabitych i tyluż rannych, pozostał panem placu boju. Strata nieprzyjacielska w ludziach zabitych i rannych, wynosiła zapewne koło 1000 ludzi, gdyż sam batalion Pustowałowa, zupełnie prawie zniesiony, liczył ich przeszło 800. a przecie wzięcie armat przez kosynierów i rozbicie kolumny Tormasowa nie obeszło się bez wielkiego krwi przelewu, nie mówiąc już o huzarach Muromcewa i kozakach Denisowa, którzy również cało nie wyszli. Do niewoli wzięto zaledwie pułkownika, kapitana, porucznika, chorążego i 18 żołnierzy; mała ta liczba tłumaczy się zawziętością polskiego żołnierza, o której wspomina już wyżej Śląski, a co stwierdza po raz drugi mówiąc: ..niewol-nika niewiele zabrali, bo najwięcej żołnierzy na śmierć zabijali: również i sam Kościuszko zaznacza, iż .,żywość potyczki nie dała. czasu pardonowania zapalonemu żołnierzowi”. Dział z zaprzęgami i amunicyą zdobyto 12, (część przy rozbiciu batalionu Pustowałowa). Między niemi były 4 armaty 12 funtowe i 8 armat 6 funtowych. Do trofeów należały: sztandar kawalerii, wiele orderów i oznak oficerskich, oraz 1200 sztuk broni. Kiedy ostatnie strzały zamilkły, a nieprzyjaciela nie pozostało ani śladu, uniesiona zwycięstwem mała armia polska witała swego wodza okrzykiem: „Wiwat naród! wiwat wolność! wiwat Kościuszko!u Wzruszony Naczelnik, gromkim głosem odpowiedział:
„Szczęśliwym, że mogę uwielbiać waszą waleczność i przewodniczyć wam,
dopóki niebo żyć da”.
Przywołał potem podporucznika Mączyńskiego, syna winiarza krakowskiego i polecił mu, aby pospieszył do Krakowa z wiadomością o zwycięstwie. O ściganiu nieprzyjaciela marzyć nie było można. Nieład, który się wkradł już po zdobyciu baterii Tormasowa, wystąpił w całej sile po zupełnym zwycięstwie. „Piechota i jazda tak się połamały, że ani jedna kompania w porządku nie została”. Zamieszanie to zapewne powiększyli i ci chłopi? co nie byli w boju, a teraz chcieli korzystać ze zwycięstwa i dzielić się łupami Nieładowi sprzyjała i pora nocna. Nie tylko więc Kościuszko nie mógł myśleć o pościgu, ale owszem sam postanowił cofnąć się jak najprędzej ze zdobytej pozycji. Obawiał się, aby nieprzyjaciel nie powrócił o świcie i całej jego zwycięskiej, ale i niekarnej armii, nie zniósł ze szczętem. Wydał więc o północy rozkaz do wymarszu i przez Janikowice, Prandocin, dotarł nad ranem do Słomnik, położonych na południe Racławic. Tradycja mówi, że jeszcze na pobojowisku racławickim Kościuszko włożył chłopską sukmanę i mianował Wojciecha Bartosa chorążym w regimencie grenadierów milicji krakowskiej, nadając mu szlachectwo i nazwisko Głowackiego. W żadnym ze współczesnych opisów bitwy niema tego szczegółu, ale sam fakt nominacji potwierdza dokument. Może dopiero w Słomnikach spotkała ta nagroda Bartosa, może tam oddział walecznych kosynierów otrzymał zaszczytną nazwę Regimentu Grenadierów Krakowskich.
W Słomnikach Kościuszko ułożył 5. kwietnia
„Raport pierwszy narodowi polskiemu o zwycięstwie pod Racławicami”
TADEUSZ KOŚCIUSZKO,
Najwyższy Naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej
Jakie są sprawy i dzieła obywatelów twoich Narodzie, i jakie są obroty ważniejsze twej siły zbrojnej, znam być moją powinnością, podług wyrazów Aktu Powstania Narodowego, i czuję słodką mojego serca potrzebą wierny ci o tern uczynić raport. Narodzie! podnieś ducha twojej odwagi i twego obywatelstwa. Bóg potężnej twej sprawie sprzyja. Ogół ludzi na całym świecie, modły i łzy rzewliwe do Niego za tobą przesyła, a sami tylko twoi tyrani i podłe ich narzędzia złorzeczą twojemu przedsięwzięciu. Rozpoczęcie Powstania Narodowego wskazało nagłą potrzebę szukania i atakowania przewodzącego w kraju nieprzyjaciela. Dopełniwszy w pierwszym celu urządzeń najnaglejszych (w czym Województwo Krakowskie i Komisja jego najpiękniejszej cnoty i gorliwości dali przykład); w drugim, ruszyłem z wojskiem Rzeczpospolitej z Krakowa, pierwszego kwietnia i stanąłem obozem pod Luborzycą, potem pod Koniuszą; stamtąd idąc ku Skalmierzowi i stanąwszy rano dnia czwartego kwietnia niedaleko drogi do Działoszyc idącej, pokazał nam się nieprzyjaciel naprzeciwko prawego skrzydła naszego. To ubezpieczywszy opanowaniem prędkiem pagórka, zobaczyliśmy, iż nieprzyjaciel ruszył dalej i poszedł na górę Kościejowską zwaną. Poszliśmy za nim, i obszedłszy po lewej stronie, obaczyliśmy go znowu nad wsią Racławicami, gdzie pozycja jego górowała tę, na której byliśmy; sytuacja miejsca nie sprzyjała przeto widokom naszym atakowania nieprzyjaciela: zrobione więc były urządzenia obronne ku własnemu bezpieczeństwu. Wkrótce naprzeciw lewego skrzydła naszego ruszyła się piechota i artyleria moskiewska, i wtedy armaty nasze, ukryte za lasem na dół schodzącym, dobrze między gałęzie celowane, wywracały mu ludzi. Cofnął ogień szybki i skuteczny tej baterii nieprzyjaciela, który idąc na punkt naprzeciw środka naszego, zaczął pomykać się ku nam, gdzie go armaty nasze z prawego skrzydła, z równym skutkiem usłużone, wstrzymywać zaczęły, przy pomocy strzelców i połowy batalionu regimentu drugiego w lesie postawionych. Pokazała się na lewem skrzydle naszym kolumna druga moskiewska, złożona z jegrów z armatami i kawalerii, a na koniec w większej cokolwiek odległości pokazała się kolumna trzecia, na prawem skrzydle naszym… Wtedy święte hasło Narodu i wolności wzruszyło duszę i dzielność walecznego żołnierza o los Ojczyzny i wolność swoją walczącego. Poszliśmy z frontu naszego z milicją, dniem pierwej z rekruta dymowego do obozu przybyłą, z dwiema kompaniami trzeciego i z dwiema szóstego regimentu na nieprzyjaciela i nie daliśmy więcej czasu bateriom jego tylko dwa z kartaczami wyzionąć na nas ognie, bo wraz piki, kosy i bagnety złamały piechotę, opanowały armaty i zniosły tę kolumnę tak, że w ucieczce broń i patrontasze rzucał za sobą nieprzyjaciel. Toż samo stało się na lewem skrzydle naszem, gdzie odpór nieprzyjaciela, dłuższy cokolwiek, ustąpił niezmordowanej równie waleczności. Zniesienie i pokonanie najzupełniejsze frontu i prawego skrzydła nieprzyjacielskiego przymusiło lewe jego skrzydło po odparciu naszym do cofnienia się nagłego.
Batalia ta pod Racławicami trwała od godziny trzeciej po południu do godziny ósmej wieczór. Skutek jej jest zupełne zwycięstwo. Otrzymaliśmy plac bitwy, wzięliśmy jedenaście armat wielkiego i mniejszego kalibru, z zaprzęgami i amunicją do nich należącą. Wzięliśmy sztandar kawalerii, pułkownika, kapitana, porucznika, chorążego i osiemnastu jeńców, bo żywość potyczki nie dała czasu pardonowania zapalonemu żołnierzowi. Zdobyto wiele orderów i znaków oficerskich, i wojsko zwycięskie wykrzyknęło na placu bitwy: Wiwat naród! wiwat wolność! Rachować można zabitych naszych ludzi koło stu, rannych tyleż ale straty nieprzyjacielskiej domyślić się można po samym obrocie i skutku batalii. Komenderowali naprzeciwko nam generałowie Denisow i Tormasow. Z naszej strony generałowie Zajączek i Madaliński, brygadier Manget i Lukke, major regimentu drugiego, szczególniej się dystyngwowali. Młodzież z ochotników pierwszy raz bitwę widząca, w ogniu z trzech stron na nas sypanym, pokazała się prawdziwymi obrońcami swobód narodowych, to jest ludźmi za nic życie własne dla Ojczyzny ważącymi.
Narodzie! to jest wierne dnia czwartego kwietnia pod Racławicami opisanie. Racz poczuć na koniec twą siłę, dobądź jej całkowitej, chciej być wolnym i niepodległym; jednością i odwagą dojdziesz tego szanownego celu! Umysł twój przygotuj do zwycięstw i do klęsk; duch prawdziwego patriotyzmu powinien w obydwóch zachować swą tęgość i energię. Mnie nic nie zostaje, tylko wielbić twoje powstanie i służyć ci, dopóki mi Nieba życia pozwolą.
Dan dnia 5. kwietnia w obozie pod Słomnikami 1794 roku.
W Słomnikach przebywał Kościuszko półtora dnia, doprowadzając do ładu swą dezorganizowaną armię. Doznał przy tym przykrego zawodu: część „dymowych rekrutów” sądząc, że kiedy wróg już pobity, to im odpocząć należy, opuszczała obóz bez prośby o pozwolenie. Co więcej, znaleźli się tacy „obywatele”, co przybywali do obozu, aby zabierać swych poddanych, którzy bez ich wiedzy zaciągali się do szeregów. Inni znowu grzeszyli nadmiarem gorliwości, bo kazali chłopów wiązać i przyprowadzać Kościuszce. Potrzeba było tej wielkiej wyrozumiałości, jaką się odznaczał Kościuszko, aby podobne sprawy łagodzić, aby nie zrazić włościan ostrym postępowaniem, aby działać na nich nie groźbą lecz perswazją. W tym kierunku też, zgodnie z życzeniem wodza, postępowała Komisja Porządkowa krakowska, która w okólniku do rządców wydanym w dniu 7. kwietnia, nakazywała zbiegłych zachęcać do powrotu „drogą łagodności”. 6. kwietnia Kościuszko zwinął obóz w Słomnikach, a sam cofnął się przez Dłubnie do Bosutowa, wsi, leżącej na północ Krakowa, po prawej stronie drogi ku Michałowicom. Tu zatoczył obóz, okopał się, na wałach ustawił armaty. Tegoż dnia, czy też następnego (bo źródła zarówno 6 jak i 7 kwietnia podają), Kraków ujrzał trofea racławickie. Wieziono przez rynek zdobyte armaty, niesiono sztandar, prowadzono jeńców. Wielokrotnie reprodukowany obraz Stachowicza, przekazał nam pamięć tego „ostatniego dnia tryumfu” w Krakowie. Do Krakowa odesłano rannych do głównego lazaretu założonego w budynkach pojezuickich koło kościoła św. Piotra i Pawła (ul. Grodzka) i prowadzonego przez Rafała Czerwiakowskiego – ojca polskiej chirurgii oraz do pomocniczego lazaretu na Kazimierzu. Siły jakimi dysponował Kościuszko to 7 tysięcy żołnierzy regularnych oraz 3 tysiące chłopów. Żywność dla wojska była kupowana w Krakowie, z miasta również ściągano wódkę i piwo. W obozie była kuchnia polowa
Tekst na podstawie:
Jan Lubicz-Pachoński, Kościuszko na Ziemi Krakowskiej, Warszawa 1984
Kazimierz Bartosiewicz, Dzieje Insurekcji Kościuszkowskiej 1794 r., Berlin-Wiedeń b.d.w
Antoni Chołoniewski, Tadeusz Kościuszko, Lwów 1902